Dziennik wojny - dwudziesty pierwszy, dwudziesty drugi i dwudziesty trzeci dzień trzeciego roku (751, 752 i 753)


 Te wybory kremlowska władza popamięta na długo. 

Miało być tak pięknie. Wywiady, autografy, wizyty w zakładach pracy...
Wyeliminowano wszystkich oponentów, mogących sprawić problemy. Prigożyn nie żyje, Nawalny nie żyje, Girkin-Striełkow w więzieniu, Nadieżdin i Duncowa niedopuszczeni do wyborów. 
Temat wojny w mediach wyciszony. Nawet "białe chusty" jakby przycichły.
Do tego przyglądać się wyborom przyjechali przedstawiciele aż siedmiuset sześciu krajów spośród dwustu pięciu państw (liczę w tym nieuznawane międzynarodowo, jak Naddniestrze, czy Tajwan oraz Watykan i Zakon Kawalerów Maltańskich). 


Tego, żeby wybory przebiegły prawidłowo i bezpiecznie pilnować miały profesjonalne służby.


Dopilnują, zabezpieczą i nawet dowiozą urnę, jeśli jesteś staruszką z Sewerodoniecka. 


Lub musisz opiekować się kotem i nie możesz iść do lokalu wyborczego

Zabezpieczone zostały długopisy. Na wszelki wypadek takie, które po drobnej obróbce termicznej pozostawionego na kartce śladu pozwalają poprawić błędnie postawiony krzyżyk. 


W oddawaniu głosów przeszkolono nawet koniki polne. Szczególnie martwe, bo żywe jakoś nie chciały współpracować.


Jeszcze tylko trochę propagandy...


Zorganizowanie loterii dla głosujących...


Ulotka wyborcza razem z wezwaniem do wojska...

I można zaczynać...

I wszystko na nic!
Co prawda Putin wygrał uzyskując prawie dziewięćdziesiąt procent głosów przy ponad siedemdziesięciopięcioprocentowej frekwencji (jedno i drugie wyższe, niż w 2018 roku o mniej więcej dziewięć procent), ale są niuanse...




O tym, że swój udział w wyborach zgłosiła rosyjska zbrojna opozycja już pisałem, ale do tego jeszcze wrócę.




Ciekawsze jest co innego. 
Na scenie pojawiła się nowa siła, która nie stroni od użycia siły. Nazywają się Siłami lub Drużynami Nawalnego i wprost wezwali do aktów terrorystycznych i sabotażu w trakcie wyborów.


I jak się okazało, całkiem sporo osób posłuchało wezwania do oporu. Nie, żeby jakieś wielkie tłumy, ale dość, żeby nomen-omen narobić hałasu.

Od poważnych aktów w zasadzie już terroryzmu, jak ten w Białogrodzie...

Czy ten w Petersburgu...

Poprzez te trochę mniejszego kalibru...





Aż po zwykłe akty sabotażu, jak zalewanie kart do głosowania farbą.





Oczywiście, służby zabezpieczające głosowanie, zareagowały szybko i skutecznie, choć nieraz po fakcie.


I teraz robi się ciekawie.
Zatrzymani zeznawali, że sabotażu dokonywali świadomie i że wykonywali tajną misję. 
Zatem co? 
Znowu taka akcja, jak z zamachami na komisje wojskowe? Działania służb ukraińskich, czy jakiejś frakcji służb rosyjskich?

Ale jak to? Z pokojowego ruchu nawalnego rozwija się struktura terrorystyczna? 
No przy drobnej pomocy służb bez problemu. Ruch Narodników, który w XIX wieku zapoczątkował terroryzm w carskiej Rosji pierwotnie chciał tylko uczyć chłopów pisania i czytania. Po rozbiciu i serii wyroków śmierci (tak, za naukę chłopskich dzieci czytania i pisania w carskiej Rosji groził stryczek!) lub ciężkiej katorgi, spróbowano kontynuować tę działalność w konspiracji (uczono się rzemiosła i jako rzemieślnicy działacze Narodnej Woli osiadali na wsi, gdzie zaczynali uczyć). I tę groźną konspirację policja rozbiła, a "zbrodniarzy" skazano na wysokie wyroki. 
Trzecie pokolenie przestało się patyczkować i zaczęło rzucać bomby. Podsuwane przez Ochranę, czyli carską tajną policję, która wykonała więcej zamachów na cara, jego rodzinę i wysokich urzędników, niż ktokolwiek. 

Rosyjska liberalna opozycja po raz nie wiem, który wykazała się głupotą i wezwała do...
Tłumnego pójścia do urn i głosowania przeciw Putinowi. Przed rosyjskimi ambasadami faktycznie powstały wielkie kolejki. 


Około południa były największe w odpowiedzi na apel Julii Nawalnej, wdowy po Aleksieju, żeby pod hasłem "Południe przeciw Putinowi" wysoką frekwencją zaprotestować przeciw dyktaturze. 
Putin Nawalnej powinien posłać jakieś kwiaty, bo dzięki niej ma frekwencję siedemdziesiąt sześć procent, zamiast sześćdziesięciu siedmiu, jak w 2018. 
 
Chociaż z kwiatami może być problem. 
Deputowany do Dumy Oleg Niłow odkrył, że mężczyźni kupujący kwiaty swoim kobietom na Dzień Kobiet, finansują Ukrainę. 
Jak?
Pieniądze za każdy goździk i tulipan dostają hodowcy z Holandii, a Holandia właśnie przekazała kolejną transzę pomocy Ukrainie.

On tak serio. 
Koleś kompletnie nie czai, skąd rządy państw zachodnich mają pieniądze, jak działają podatki i że coś może nie być państwowe. 

Przy okazji, w części obwodów, szczególnie w głubince, większość głosów lub znaczną liczbę głosów oddano internetowo. Tak, mówimy o tych obszarach, gdzie często jeszcze nie dociągnęli nawet prądu. Ale internet?
Proszę bardzo!

Kraj Kamczacki

Kraj Nowosybirski

Kraj Ałtajski

Obwód Tomski


Specjaliści z siedmiuset sześciu państw, głównie afrykańskich, mówią jednak, że wszystko było OK i ja im wierzę. Po co mieliby kłamać? Żeby dostać żywność, czy wsparcie do walki z nasłanymi z Moskwy terrorystami? No nie bądźmy dziećmi i odłóżmy na bok teorie spiskowe...

No dobra... 
Bilans. 


"Wygrana" Putina była oczywistością i nie o nią tu chodziło. Gra szła o legitymację jego władzy. Akcja zbrojnej opozycji koło Białogrodu i Kurska, sabotaże, czy nawet nieprzemyślana do końca akcja Nawalnej tę legitymację podważyły. Iluś ludzi głośno powiedziało, że Putina nie chce. Co prawda wysoką frekwencję przekręcił on na swoją korzyść, ale jednak tłumy przed ambasadami w niedzielne i sobotnie południe muszą dać na Kremlu do myślenia. Putin jest już coraz mniej strawny nie tylko dla zagranicy (nie całej), ale i dla krajowców. 

Do grona przeciwników Putina dołączyła ostatnio Marianna Le Pen, liderka francuskiego Frontu Narodowego. Jej zwrot, jak i zmiana retoryki Macrona pokazują, jakie są prawdziwe nastroje francuskiej ulicy

Do masowego buntu jeszcze daleko, ale jeśli klika, której interesów eksponentem jest człowiek nazywany Putinem, chce utrzymać pozycję i wpływy, to coraz bardziej palącym zadaniem staje się wymiana "starca z bunkra" na kogoś, kto powstrzyma postępującą degenerację systemu. Na tyle długo, żeby można było ewakuować się z kapitałami. 

Nie popieram takich form demonstrowania przekonań, ale to pokazuje poniekąd część nastrojów w Rosji. Ktoś obsikał grób rodziców Putina

Problem w tym, że podobnie, jak to zrobił Stalin, a przed nim między innymi ojciec demokracji Klejstenes, będąc niezależnym od nikogo "języczkiem u wagi" i na tym budując swoją pozycję między zwalczającymi się frakcjami (jak mówią w Rosji "wieżami"), Putin we własnym interesie doprowadził do stanu, w którym żadna z frakcji nie ma przewagi i nie jest w stanie jej uzyskać. 
Stąd zdaniem Generała SWR (czyli Walerija Sołowieja) wynikać ma opóźnienie w wyłonieniu następcy rzekomo już martwego i zamrożonego tyrana. Rządzić ma "Biuro Polityczne 2.0", czyli kamaryla zasłaniająca się osobą Putina. 

Coś jak Gruppenfuehrer Wolf

Ukraina ze swej strony urozmaiciła rosyjskie wybory, podpalając kolejne rafinerie i magazyny paliw. 


Uderzona została już prawie połowa zakładów przetwarzających ropę naftową. Większość ocalałych jest poza zasięgiem ukraińskich dronów. 


Jeśli doliczyć do tego ataki na przepompownie, to okaże się, że Rosja ma poważny problem, polegający na tym, że jest za dużo ropy do pompowania w zbyt małej sieci. Nie wchodząc w szczegóły techniczne, żeby system przesyłowy działał, musi być wypełniony ropą, która musi mieć odpowiednie ciśnienie. Żeby je uzyskać, ropy nie może być zbyt dużo, bo system się zatka.

W normalnych warunkach rosyjski system przesyłowy ma bezpieczną rezerwę około czterdziestu pięciu milionów ton. O tyle można bezpiecznie zwiększyć ilość tłoczonego surowca. Jeśli teraz wyłączone zostaną rafinerie i przepompownie, to przepustowość systemu gwałtownie spadnie. 
Według kanału Kartina Masłom wyłączenie pięciu rafinerii i trzech przepompowni zmniejsza wydolność systemu o dziesięć procent.


A kiedy system się zatka, zapełnią się magazyny i trzeba będzie wstrzymać wydobycie. Ponowne uruchomienie zaś jest bardzo trudne i kosztowne. 

A na dokładkę połowa rosyjskich sieci przesyłowych i dwie piąte mocy przetwórczych znajduje się w zasięgu ukraińskich dronów. 

Jak uderzone w weekend dwie rafinerie w Syzranie nad Wołgą

Czy też w Słowiańsku nad Kubaniem

Ale żeby samolotom nie było nudno, to do nich ukraińskie drony też latają. Na przykład na lotnisko Demodiedowo.


Z tymi samolotami Rosjanie też mają ciekawie, bo coraz częściej spadają na terytorium Rosji, a wręcz w jego głębi, z dala od ukraińskiego ognia.

I mówimy tu o samolotach wosjkowych, nie cywilnych. Ciekawe, że pierwszy z nich w Urw Pokrowce spadł w dniu rozpoczęcia moskiewskiej inwazji na Ukrainę


Moskale ogłosili zwycięstwo w walce z rosyjskimi powstańcami, po czym bojcy regularnej armii zamieścili film, w którym oskarżają tik-tok Army o ucieczkę z pola walki.


Następnie rzekomo całkowicie zniszczony Rosyjski Korpus Ochotniczy pokazał wziętych do niewoli bojców.


Potem Sybiracy i Czeczeni z Batalionu "Iczkeria" zameldowali zdobycie miejscowości Gorkowski...



A flaga Legionu zawisła nad Kozinką.




Na koniec dowódcy Legionu, Korpusu i Batalionu "Syberia" zwrócili się do Putina, żeby skończył "ten cyrk" i zwrócił się do nich w dogodny sposób. 


W Kijowie podczas spotkania Forum Wsparcia Rosyjskich Wolontariuszy, zorganizowanego przez Fundację 24.02, a skupiającego wszystkich Rosjan, którzy emigrowali i czynnie sprzeciwiają się Putinowi (jest wśród nich ortopeda Andriej Wolna, który od początku inwazji składa rannych ukraińskich żołnierzy) Jewgienija Czyrikowa wezwała do utworzenia rosyjskiej armii wyzwoleńczej, która pomoże uwolnić Ukrainę od "najeźdźców Putina i KGB".


No trochę prrrr...
- Szanowna pani, kopulacja to jeszcze nie powód do znajomości
- rzekł do pewnej damy porucznik Rżewski

Kilkudniowe harce po przygranicznych wioskach, z których niektóre trudno znaleźć na mapie, to jeszcze nie jest powód do formowania armii. Oczywiście, dla powstańców każda taka akcja to doskonała okazja do zdobycia doświadczenia, a w wielu przypadkach chrzest bojowy, jak u Sybiraków. I to jest wartość dodana. 
Plusem też jest zadanie kłamu opiniom, że całość antymoskiewskich rosyjskich powstańców na Ukrainie to góra dwustu ludzi. Poszczególne oddziały działają w dość szerokim pasie (łącznym, bo to cztery izolowane rejony) o szerokości około dwunastu kilometrów, czyli odpowiadającym półtorej brygady. Poszczególne odcinki są za szerokie dla batalionu (około czterech kilometrów), zresztą nawet z relacji wynika, że razem działają ludzie z różnych jednostek. 

Szare strefy przy samej granicy to rejony działania powstańców

Czyli przypuszczam, że na każdym odcinku działało od dwóch do trzech batalionów. Szczególnie, że tym razem działania powstańców nie miały charakteru dywersyjno-partyzanckiego, tylko były jawnym wjazdem na terytorium przeciwnika z wszystkimi tego konsekwencjami. 

To koresponduje ze słowami dowódcy Korpusu, Denisa Nikitina, że ma pod rozkazami tysiąc ludzi. Załóżmy półtora tysiąca w Legionie (dłużej istniejącym, niż RKO) i po 300 u Sybiraków i Iczkerii.
I mamy około dwóch i pół do trzech tysięcy ludzi. 
Przy czym to są liczby maksymalne. Być może jest ich mniej. 

Nie ma to znaczenia, bo i tak są to liczby śladowe wobec tego, ilu bojców trafiło do ukraińskiej niewoli. Większość powstańców stanowią różne typy, jak byli wagnerowcy, którym wszystko jedno, do kogo strzelają, byle im płacono lub mobiki z batalionów Szturm-Z, czyli "mięsnych", którzy nie mają powrotu do Rosji, bo to, że przeżyli wbrew rozkazom oznacza uznanie ich za dezerterów. Część z tych ludzi to zwerbowani na wojnę skazańcy, którzy w razie powrotu trafią z powrotem do więzień. 
"Armia" wyzwoleńcza składa się zatem z desperatów a nie ideowców, chcących walczyć o wolność swojego kraju. 
Może poza Batalionem Syberyjskim i Batalionem "Iczkeria", bo tam są rzeczywiście ludzie chcący bić Moskali w walce o wolność ich Ojczyzn. 

Oczywiście, akcja powstańców ma wartość, ale przede wszystkim w wymiarze propagandowym, uderzając w putinowską wizję silnej i bezpiecznej Rosji. 

FSB, chcąc zatrzeć złe wrażenie, ogłosiło "sukces", że w Petersburgu zatrzymali kilku członków RKO, szykujących zamachy. 
Klasyka. Zawsze, jak dadzą ciała, okazuje się, że zlikwidowali jakiś spisek.

Tymczasem nasza Gazeta Wyborcza poszła śladem moich wpisów i walnęła artykuł, jak to FSB nie radzi sobie z ukraińskim wywiadem. Czyli o tym, o czym ja piszę od miesięcy. 



Front bez radykalnych zmian. 

Zgodnie z moimi przewidywaniami w poprzednim wpisie, pod Awdijówką siły ukraińskie odskoczyły za rzekę Durnę, gdzie mają znacznie lepsze pozycje do obrony.

Poza tym, Moskale próbują szturmować na innych odcinkach, ale bez większych sukcesów lub całkowicie ponosząc porażkę.

Próba rosyjskiego ataku "na rympał" koło Srebrzanki (odcinek Krzemiennej)



Tymczasem coś się dzieje na szczytach rosyjskiego dowodzenia. Po wymianie dowódcy Floty Czarnomorskiej zmieniony miał zostać dowódca lotnictwa (po serii zestrzeleń rosyjskich Suk nad Ukrainą). Wymienić miano też dowódcę całej rosyjskiej marynarki wojennej. 

Aleksander Mojsiejew, dotąd dowodzący Flotą Północną zastąpić miał...

Mikołaja Jewmenowa.

Od lutego też zniknął z horyzontu szef Sztabu Generalnego Walerij Gierasimow, który miał rzekomo zginąć w ataku rakiet z wyrzutni HIMARS na rosyjski punkt dowodzenia na lewym brzegu Dniepru. Długo panowała cisza wokół jego osoby, potem pojawił się film z rzekomo przeprowadzonej przez niego inspekcji, ale kadry były bardzo podobne do wcześniejszych filmów z takich okazji, więc nie da się powiedzieć, czy film był aktualny. 
Co ciekawe, wspomniane wcześniej wymiany dowódców zaczęły się po owym zniknięciu Gierasimowa.

Aż tu nagle...

Pojawia się dokument Sztabu Generalnego podpisany przez "czasowo (pełniącego obowiązki) szefa" Sztabu Generalnego generała pułkownika W. Poznihira.

Oznacza to, że Gierasimow nie jest już szefem sztabu. Ale, czy żyje i został odwołany, czy po wymianie wszystkich dowodzących teraz po cichu wprowadzany jest nowy szef, pozorując normalną dymisję już dawno zimnego generała? 

To do kompletu gdzieś zawieruszył się deputowany do Dumy Andriej Gurulew. Ten nie pojawił się w mediach od połowy grudnia, choć wcześniej był bardzo aktywny. Między innymi zainicjował reaktywowanie zbrodniczej stalinowskiej organizacji SMIERSZ (smiert' szpionam - śmierć szpiegom).



Moskale ponownie zdemilitaryzowali bloki mieszkalne w Selidowie i Mirnogradzie w Obwodzie Donieckim. 


Wcześniej natomiast uderzyli w mieszkalne rejony Odesy i to tak, żeby zabić cywilów. Po pierwszym ataku, gdy przyjechały służby ratunkowe, uderzyli po raz drugi. 


Na lotnisku w Naddniestrzu jakiś dron uderzył w stojący na płycie śmigłowiec Mi-8. Jedną z niewielu sprawnych maszyn tego typu, jaką dysponują siły Naddniestrza. 


GUR twierdzi, że to moskiewska prowokacja, mająca na celu wciągnięcie w konflikt Mołdawii.

Po co? 
Mołdawia sąsiaduje z Rumunią, a w Rumunii ma być utworzona nowa baza NATO wraz centrum dowodzenia dla całego regionu Międzymorza. 


Żeby jednak do tego doszło, przyszła baza nie może być zagrożona wojną w bezpośrednim sąsiedztwie. 

Czy Putin może ruszyć Naddniestrze? W końcu atak na Ukrainę też zaczął się od ostrzelania rosyjskich posterunków granicznych. 

Samo Naddniestrze nie ma sił na to, żeby zaatakować czy to Ukrainę, czy Mołdawię, choć i tu, i tu Rosjanie mogą liczyć na współpracę piątej kolumny. W Naddniestrzu jest jednak za mało sił, by taki atak miał sens, a Rosja nie ma jak dostarczyć tam uzupełnień. 

Może jednak wywołać prorosyjskie zamieszki w Mołdawii i wciągnąć ten kraj w wojnę domową, jak dziesięć lat temu zrobiono w Donbasie. Trudno mi ocenić skalę tej możliwości, ale nie mam wątpliwości, że w armii Mołdawii są ludzie, którzy chętnie przejdą na stronę Rosji. Naddniestrze wzmocnione częścią armii mołdawskiej stałoby się poważnym zagrożeniem i dla Mołdawii, i dla Ukrainy.
Co więcej, nie mogłoby takiego ruchu zignorować NATO. 

I dlatego prezydent Mołdawii jeździ po Europie szukając wsparcia, a wojsko francuskie rzekomo jedzie do Rumunii.

Władze Kazachstanu chcą zmienić swoje godło narodowe i wywalić z niego symbolikę sowiecką (szybko, po ponad ćwierćwieczu). 



W Armenii władze Cerkwii Putinosławnej wezwały ludność do obalenia antymoskiewskiego rządu... 

Tymczasem w putinosławnej Katedrze Chrystusa Zbawiciela w Moskwie...


Dziennikarze wykryli toaletę neutralną płciowo. Czyli koedukacyjną!
Sprawa jest poważna, bo najśmieszniejszy awatar prezydenta Rosji już dawno mówił, że takie toalety to "wstydliwe dziedzictwo przeszłości".





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)

Dziennik wojny - dni trzydziesty czwarty i trzydziesty piąty trzeciego roku (764 i 765)